Po lekturze It ends with us wiedziałam, że to nie ostatnia książka Colleen Hoover, po którą sięgnę. Leciałam akurat na wakacje i szukałam czegoś lekkiego i przyjemnego do poczytania w podróży. Wybór padł na November 9. Po przeczytaniu opisu skojarzyła mi się z filmem, który kiedyś oglądałam, a był on o parze ludzi, którzy przekazywali sobie metalową puszkę i zakładali się np. o to, że nie będą się widzieć przez następnych dziesięć lat*. W związku z czym zaczęłam czytać.
"Nie mogę powiedzieć, że jej wybór złamał mi serce, bo to oznaczałoby, że wciąż mam całe serce, które można złamać."
Fallon i Ben po raz pierwszy spotykają się w restauracji, kiedy on ratuje ją podczas nieprzyjemnego spotkania z ojcem. Historia jak z komedii romantycznej, ponieważ on udaje jej spóźnionego na spotkanie chłopaka i uciera nosa ojcu. Tego dnia postanowili spotykać się co rok, 9 listopada, a w pozostałe dni absolutnie się nie kontaktować. Co wyniknie z tej historii? Czy to pierwsze spotkanie było całkowicie przypadkowe?
Początkowo czytało się bardzo lekko. Fallon i Ben okazali się całkiem przyjemnymi bohaterami i przez chwilę myślałam, że będzie to typowa młodzieżówka z bajowym zakończeniem, gdzie wszystko jest z góry ustalone i wiadomo, jak cała historia się zakończy. Jednak im dalej w las tym ciekawiej. Z każdym spotkaniem Ben i Fallona wychodzą na jaw nowe fakty na temat ich wzajemnej relacji i przeszłości obojga. Po nitce do kłębka docieramy do prawdy. Po raz drugi Colleen Hoover pozwoliła mi się bujać na huśtawce emocji, chociaż przyznam, że nie aż tak bardzo, jak w przypadku It end with us, ale wtedy poprzeczkę postawiła bardzo wysoko.
Z jednej strony November 9 jest to urocza historia dwojga nastolatków, którzy mają przed sobą całe życie, mogących popełniać głupoty, a także mieć potencjalnie miliony różnych miłości, a z drugiej strony pod warstwą tej zwykłości kryje się historia wywołująca ciarki na skórze i zastanawianie się, co by było gdyby...
Z jednej strony November 9 jest to urocza historia dwojga nastolatków, którzy mają przed sobą całe życie, mogących popełniać głupoty, a także mieć potencjalnie miliony różnych miłości, a z drugiej strony pod warstwą tej zwykłości kryje się historia wywołująca ciarki na skórze i zastanawianie się, co by było gdyby...
Zamysł autorki był taki, żeby opisywać tylko wydarzenia, które miały miejsce 9 listopada i tak też zrobiła, jednak ociupinkę brakowało mi tego, co działo się pomiędzy, mimo że bohaterowie opowiadali o wydarzeniach, które działy się w pozostałe 364 dni. Jednak jest to tylko moje subiektywne uczucie i innym czytelnikom w żaden sposób nie musi brakować żadnego dopowiadania.
Miło tak od czasu do czasu przeczytać coś lekkiego, ale jednak z morałem. Huśtawka nastrojów, na którą wsadza mnie Colleen Hoover i jej poczucie humoru potrafią być uzależniające po drugiej** przeczytanej przeze mnie jej książce wiem, że chwycę po następne i to w niedalekim czasie. Bardzo gorąco polecam, jeśli jednocześnie macie się ochotę rozerwać i odrobinę poekscytować.
Ocena: 7/10
Liczba stron: 336
** W zasadzie to przeczytałam kolejną jej książkę. Opinia o Layli w następnym poście :)
Lubię książki tej autorki. Tej jeszcze nie czytałam, ale mam w planach.
OdpowiedzUsuńMiałam podejście do twórczości tej autorki, ale się nie polubiłyśmy.
OdpowiedzUsuńBardzo miło ją wspominam :)
OdpowiedzUsuńMam w planach twórczość tej autorki.
OdpowiedzUsuńTym razem chyba nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńTo brzmi naprawdę ciekawie.
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńNiestety, jeszcze nie miałam okazji poznać pióra autorki, ale bardzo chętnie poznam tę twórczość :) Świetna recenzja :)
Pozdrawiam cieplutko ♡
Coś dla mojej bliskiej koleżanki, być może jej polecę. :)
OdpowiedzUsuń