sierpnia 19, 2021

#37 Na zawsze, ale z przerwą - Taylor Jenkins Reid

    Bywa czasem tak, że sięgam po jakąś książkę praktycznie nic o niej nie wiedząc, prócz gatunku, bo spodobał mi się tytuł. Tak było w przypadku książki, którą dzisiaj Wam przedstawię. Co prawda gdzieś na początku lektury przeczytałam sobie pobieżnie opis, ale nie wpłynęło to na moją chęć dalszego czytania. Żeby było zabawniej to dopiero po przeczytaniu i oznaczaniu książki jako przeczytanej, dowiedziałam się, że Taylor Jenkins Reid jest autorką bardzo popularnych w ostatnim czasie książek "Siedmiu mężów Evelyn Hugo" i "Daisy Jones & The Six". 

"Ja czekałam na kogoś, kto zwali mnie z nóg i sam również zostanie zwalony z nóg przeze mnie. Chciałam kogoś, kto nie będzie prowadził ze mną gierek, bo to oznaczałoby mniej czasu dla siebie nawzajem. Nie wiedziałam, czy taka osoba gdziekolwiek istnieje, ale byłam zbyt młoda, żeby się poddawać."

    Elsie i Ben poznali się pewnego deszczowego dnia, kiedy oboje postanowili zjeść pizzę. Była to niemalże miłość od pierwszego wejrzenia i od tamtego wieczoru byli nierozłączni. Intensywny związek rozwijał się szybko. Tak szybko, że kilka miesięcy później para stanęła na ślubnym kobiercu. Elsie Porter została wdową w niecałe dwa tygodnie po zawarciu małżeństwa. Po wypadku musi poradzić sobie z żałobą i dalszym życiem w pojedynkę.

    Prawdopodobnie każdy z nas przeszedł w swoim życiu przez żałobę. Mniejszą czy większą, ale doświadczył utraty innej osoby, tego ciężaru całego świata na barkach, który od teraz trzeba dźwigać samotnie. Książka jest podzielona na dwie części przeplatające się ze sobą. Jedna opowiada o rozwijającym się związku Elsie i Bena, jego intensywności i drodze do małżeństwa. Druga zaś przedstawia życie Elsie w żałobie i to, jak sobie z nią radzi.

    Książka w pewien sposób przypominała mi powieść Cecelii Ahern pt. "P.S Kocham Cię", w której główna bohaterka również musiała sobie poradzić z utratą męża i tak jak Elsie wracała do wydarzeń z przeszłości. Na tym jednak podobieństwa się kończą, ponieważ każda z nich musi sobie radzić z żałobą na swój sposób. 

    Z żałobą problem jest taki, że z jednej strony rozumiemy osobę, która ją przechodzi, a z drugiej strony chcielibyśmy, aby jak najszybciej się ona skończyła. Dlatego mam takie dwojakie odczucia dotyczące tej części. Bo jednocześnie było mi żal głównej bohaterki, że musi przechodzić prze tę całą sytuację, a z drugiej strony miałam ochotę powiedzieć, żeby przestała się już użalać i ruszyła dalej, a do tego irytowało mnie to, że czuje się niczym pępek świata i nikt nie ma prawa być szczęśliwy, bo ona nie jest. Rozumiecie, czyjeś cierpienie jest dla nas niekomfortowe, chcemy, aby ta osoba jak najszybciej wzięła się w garść, albo chociaż udawała, że to zrobiła.

   Część obejmująca rozwijający się związek nie wyróżniała się niczym szczególnym. Wątek romantyczny skonstruowany dobrze, chociaż bez jakichś ogromnych zachwytów. 

     Bohaterowie są prawdziwi. Bardzo polubiłam Bena, ale jedną z najlepiej skonstruowanych postaci jest teściowa Elsie - Susan. Wielowymiarowa, początkowo z piekła rodem. To ona jest najbardziej rzeczywista i przechodzi największą przemianę.

    Chyba najlepszym określeniem tej książki będzie to, że jest ona życiowa. Nie upiększa, ale też - mam wrażenie - nie wyolbrzymia żałoby. Warta jest przeczytania, polecam.


Ocena: 6/10
Liczba stron: 352

3 komentarze:

  1. Z żałobą kojarzą mi się dwie książki obyczajowe - subtelnie napisana i praktycznie tylko o żałobie "Kiedy odszedłeś" Jojo Moyes i od dziś (choć nie wiem, czy ją w ogóle zapamiętam w dłuższym rozrachunku) dopiero co skończona "Zamiana" Beth O'Leary.
    Z drugiej strony mamy na polskim rynku piękne literackie eksperymenty o żałobie typu "Umarł mi" Ingi Iwasiów oraz "Bezmatek" Miry Marcinów.
    I mam wrażenie, że żałoba w tych drugich wypada czytelniczo lepiej, bo jednak, nie da się ukryć, to po prostu męczący temat. Przedłużające się cierpienie bohatera jest po prostu uciążliwe, zwłaszcza jeśli czytelnik nie wiedział, czego się spodziewać po książce, ale raczej nie spodziewał się radzenia sobie z żałobą (u mnie tak było w przypadku "Zamiany").
    Co ciekawe, nie czytałam "PS. Kocham Cię", hm

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie umęczyłam się czytając "Daisy Jones & The Six" tej autorki i niestety nie mam ochoty zabierać się za inne jej książki. A po Twojej ocenie wnoszę jednak, że tutaj zachwytów też nie odczuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam "Siedmiu mężów Evelyn Hugo", w miarę, ale po inne książki autorki już nie sięgnęłam.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Let's read! , Blogger