sierpnia 23, 2021

#38 Władca Much - William Golding

    Zaczynam myśleć, że czytanie książek z plakatu-zdrapki to nie jest dobry pomysł. Większa część mi się nie podoba i nie rozumiem, dlaczego zostały one zakwalifikowane jako te, które warto przeczytać. Kiedy czytałam opis Władcy much byłam bardzo zaciekawiona, w trakcie czytania mój entuzjazm spadał na łeb na szyję.
 

"Jak człowiek się kogoś boi, to go nienawidzi, ale nie może przestać o nim myśleć."
    Z katastrofy lotniczej z życiem uchodzi garstka chłopców. Na bezludnej wyspie starają się odnaleźć w nowej rzeczywistości bez dorosłych, ułożyć życie tak, aby przetrwać oraz zaznaczyć swoją obecność, aby ratunek przybył jak najszybciej. Początkowo chłopcy są oczarowani brakiem zasad i nakazów, które stworzyli dorośli. Problem w tym, że sielanka rajskiego życia szybko się kończy, a miła przygoda zamienia się w najgorszy z możliwych koszmarów.

    Przez większą część ta książka jest po prostu nudna, akcji prawie nie ma, życie skupia się na tym, że niektórzy chcą budować szałas, a reszta nie chce, że mieli nosić wodę do wybranego punktu w łupinach z kokosa, ale tego nie robią. Pokazuje, że ustalone zasady są w gruncie rzeczy nic nie warte, bo nikt się nimi nie przejmuje, a pierwszą potrzebą jest polowanie na świnie, aby zdobyć mięso i zabawa na piasku.

    No właśnie, polowanie na świnie. Jestem świadoma tego, że ta książka została po raz pierwszy wydana w 1954 roku i czasy od tego roku zmieniły się diametralnie, ale nie wierzę, że jakiekolwiek dziecko byłoby w stanie zapolować na świnię, poderżnąć jej gardło i cieszyć się z tego, jak leje się krew, po czym wyśpiewywać o tym piosenki. Nie wierzę, nikt mnie nie przekona do tego. 

    Denerwowała mnie też absurdalność tego, że tylko dzieci przeżyły katastrofę lotniczą. Jakby w samolocie nie było ani jednego dorosłego, mimo że na wyspie są również maluszki w wieku ok czterech lat, których nikt, przy zdrowych zmysłach, nie puściłby samych. Realizmu fabule dodałaby chociażby wzmianka o znalezionych zwłokach dorosłych, bądź jakimś dorosłym dogorywającym na plaży czy wyrzuconym przez ocean.

    Istnieje prawdopodobieństwo, że zapomniał wół, jak cielęciem był i już nie pamiętam, jak to jest być dzieckiem, ale w mojej opinii Golding pokazuje wszystkie najgorsze cechy dzieci. Okrucieństwo (także w stosunku do kolegów), brak poszanowania zasad, lenistwo... Aż odechciewa się mieć dzieci.

    W pewnym momencie pojawia się także tytułowy Władca much. Głowa świni nabita na kij. Myślałam, że będzie to bardziej rozwinięty wątek, ale nie (stety bądź niestety). Ten element fantasy kompletnie nie pasuje do całek książki. Myślałam, że będzie to rozwiązane w zupełnie inny sposób.

    Mam wrażenie, że albo jestem na tę książkę za młoda albo za stara. Może być też tak, że jej po prostu nie zrozumiałam, ale ciężko chcieć coś zrozumieć, kiedy jest to podane w tak niestrawnej wersji. Nie polecam, nie stracicie niczego, jeśli tej książki nie przeczytacie.


Ocena: 2/10
Liczba stron: 256

PS. Jedyny pozytyw tej książki jest taki, że narobiła mi ochoty na serial Lost, który jest inspirowany Władcą much.

3 komentarze:

  1. Czytałam ją kilka lat temu, jeszcze na studiach i wprawiła mnie w osłupienie pomysłem przeniesienia na bohaterów dziecięcych tematu układów i norm społecznych. Było to dla mnie dużo mocniejsze, niż gdyby było przedstawione w klasyczny sposób. Organizowanie się dzieci, tak bardzo nieudolne i poniesione przy tym straty (wciąż pamiętam o chłopcu ze znamieniem na twarzy, który zaginął), polowania na tych, którymi się żywili, żądza władzy i walka o nią, zdobywanie jej przez wspinanie się po trupach świń.Choć rzeczywiście w podstawowej warstwie znaczeniowej książki brakło logiki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słyszałam o tej książce, ale nie wiedziałam, że jest aż tak nieciekawa.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Let's read! , Blogger