Kiedyś miałam tak, że jeśli był szał na jakąś książkę to nie miałam ochoty jej czytać. Im większy był na jakiś tytuł popyt tym moja niechęć była większa. Prawdopodobnie ta tendencja się u mnie odwróciła o 180 stopni, ponieważ teraz, im więcej razy widzę jakąś okładkę, tym moja ochota na daną powieść wzrasta. Nie zawsze oczywiście, ale dosyć często. I tak sobie biegnę w tym owczym pędzie i trochę sobą gardzę, ale z drugiej strony najważniejsze jest czytanie.
"Roześmiała się, żeby zrobić mu przyjemność, jak nigdy wcześniej. Znów oddała cząstkę siebie, by kogoś przy sobie zatrzymać."
Wszyscy opuszczają Kyę Clark, a zaczyna się od matki, na której powrót dziewczynka czeka przez długie lata. Kya, nazywana przez ludzi z miasteczka Barkley Cove Dziewczyną z Bagien, powoli dorasta na mokradłach, uczy się relacji z naturą oraz radzenia sobie z życiem. Zaprzyjaźnia się z Tate'm, który uczy dziewczynę czytania i pisania, co otwiera przed nią nowe możliwości.
Jednak nad Dziewczynę z Bagien spadają kolejne kłopoty. Na mokradłach zostają znalezione zwłoki ulubieńca Barkeley Cove - Chase'a Andrewsa. Czy Kya ma z tym coś wspólnego?
Przede wszystkim muszę powiedzieć, że nie jest to książka dla osób lubiących szybką akcję. Gdzie śpiewają raki to powolna opowieść o dojrzewaniu i budowaniu więzi z naturą i ludźmi, a nie relacja z wyścigu. Sam motyw morderstwa jest niejako dodatkiem do historii Dziewczyny z Bagien, a nie głównym wątkiem. Fabuła książki głównie opiera się na opisywaniu mokradeł, zwierząt, które tam żyją oraz rozwoju Kyi. I chociaż podobało mi się to, że wszystko dzieje się powoli to od czasu do czasu brakowało mi lekkiego przyspieszenia, zwłaszcza, że interesowały mnie też fragmenty z prowadzenia śledztwa, a tych było jak na lekarstwo.
Przez ponad 400 stron mamy okazję obserwować, jak zmienia się główna bohaterka. Z dziewczynki przeistacza się ona w dorosłą kobietę. Pokonuje przeciwności losu, których nigdy (mam nadzieję) nie będzie nam dane doświadczyć. Widzimy, jak dojrzewa, zakochuje się, radzi z problemami. Sposób, w jaki to wszystko przedstawiła autorka był naprawdę świetny. W pewnym momencie tak wciągnęłam się w lekturę, że nawet jeśli musiałam odłożyć książkę, to ciągle o niej myślałam. A nieczęsto mi się to zdarza!
Jeśli macie ochotę na książkę, w której akcja płynie niczym powolna rzeka - Gdzie śpiewają raki jest dla Was. To pozycja pozwalająca przez chwilę odetchnąć od zgiełku miasta, oderwać się od rzeczywistości i przenieść do dzikiego świata natury. Polecam i gwarantuję, że nie pożałujecie czasu spędzonego na lekturze powieści Delii Owens.
Ocena: 6/10
Liczba stron: 416
Jestem właśnie w połowie tej książki i aż boję się czytać Twoją recenzję dalej niż za 1 akapit :D
OdpowiedzUsuńMyślę, że niczego nie zdradzam, co by dotyczyło szczegółów ;)
UsuńHeh, pierwszy akapit jest wypisz wymaluj wyjęty z moich myśli i lekkiego gardzenia sobą za ten pęd. Z drugiej strony lubię wiedzieć, o czym inni mówią :-)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy czytałaś "Błękitny zamek" L.M. Montgomery - jeśli tak, to będziesz wiedziała, o co chodzi. Dla mnie książka "Gdzie śpiewają raki" mogłaby być napisana przez Barneya/Fostera i przez zdecydowaną większość powieści byłam nią zachwycona. Właśnie tą powolnością i snuciem się opowieści prowadzonej bardziej przez naturę niż bohaterów. Jednak wątek kryminalny w ogóle mnie nie wciągnął, mimo że suspens jest naprawdę dobry, to po prostu nie pasował mi do tego, co odbiorca dostał w znacznej, początkowej części powieści.
Czytałam tę książkę i bardzo mi się podobała. Teraz czekam na film. :)
OdpowiedzUsuń